Co możemy znaleźć w Mołdawii?
Dostać jakikolwiek przewodnik o Mołdawii graniczy z cudem. Jeśli jednak uda nam się jakiś znaleźć, ilość potrzebnych informacji jest bardzo znikoma. Co ciekawe wpisując w wyszukiwarkę internetową hasło „Mołdawia co zwiedzić” pojawia się parę ciekawych propozycji. Artykuł, który zainteresował mnie najbardziej, brzmiał: „12 powodów, żeby zwiedzić kraj, w którym nie ma nic do zwiedzenia„. W Mołdawii rzeczywiście nic nie ma, właśnie dlatego jest tak ciekawa i porywająca… próżno szukać w niej turystów.
Mołdawia: co warto zobaczyć?
Nasz wyjazd miał się wpisywać w kanony „tani” lub „bardzo tani”, dlatego zgodnie w naszym 4-osobowym kobiecym teamie zdecydowałyśmy się na podróż samochodem, spanie pod namiotem i samodzielne gotowanie. Do naszego celu można było dotrzeć przez Rumunię lub Ukrainę. Mając w pamięci 4,5 godziną podróż autem na relacji Łuck-Lwów (ok. 70 km.), podjęłam duże ryzyko, ponownie stawiając na Ukrainę jako kraj tranzytowy. Dotarłszy do Iwano-Frankowska, droga podlegająca jakiejkolwiek akceptacji i uznania z naszej strony, skończyła się wraz z urwanym tłumikiem. Jednak Ukraina zyskała naszą sympatię dzięki sprawnej naprawie, która kosztowała nas jedyne 4 zł. Zdecydowanie odradzam rezerwacje „apartamentów”, nie z powodu ich warunków, a z powodu braku noclegów. Nasz gospodarz nie chciał przyjechać i udostępnić nam zarezerwowanego wcześniej noclegu argumentując, że jest już za późno.
Po ukraińskich bezdrożach udało się nam dotrzeć do mołdawskiej granicy, gdzie nastąpiło bardzo pozytywne zaskoczenie w związku z drogami. Zaskoczyło nas, że wzdłuż jednej z głównych dróg, nie ma kompletnie niczego, nawet zabudowań. Są za to pola usiane rzepakiem i poniszczone, ogólnodostępne busiski, gdzie rolnicy znajdują schronienie podczas upalnych dni. Przy drodze, co kilometr znajdują się urocze kapliczki mające studnie dla „strudzonych wędrowców”. Za cel obrałyśmy miasto Soroki — w Mołdawii uważane za „stolicę Romów”.
Soroki są niesamowite. Strzeliste pałace oblane złotem kontrastowały z małymi wiejskimi domkami w sąsiedztwie. Miasto to jest niezwykłe, gdyż idąc nad brzeg, po drugiej jego stronie mamy okazję zobaczyć państwo, które oficjalnie nie istnieje. Żaden z europejskich krajów nie zaakceptował odłączenia się Naddniestrza.
O ile w Mołdawii ubezpieczenie naszego auta obowiązuje (należy uzyskać zieloną kartę) to w Naddniestrzu już nie. Dodatkowo podróż własnym środkiem transportu odrzuciłyśmy z jeszcze jednego powodu – podobno tamtejsze służby mundurowe lubią sobie dorobić do niskiej urzędowej pensji. Z Kiszyniowa co 20 minut odbywają się kursy do stolicy Naddniestrza — Tyraspolu. Dwugodzinna podróż rozpadającym się busem, dostarcza ogromnych dawek strachu. Dziwne jest przekraczać granicę pośrodku terytorium danego kraju. Jeszcze większe zdziwienie miał strażnik graniczny pytając o cel podróży. Nie był w stanie zrozumieć, co konkretnie chcemy zwiedzać, przecież u nich nie ma nic wartego zobaczenia… Jednak dla nas jest wiele!
Tyraspol – atrakcje
Tyraspol zatrzymał się wyglądem 30 lat temu — dokładnie w 1990 roku, kiedy odłączył się od Mołdawii. W Tyraspolu największą atrakcją jest pomnik małego Lenina oraz dużego Lenina, a także czołg T-34 (słynny rudy!). Czerwona gwiazda ZSRR króluje na placu głównym. Robotnicy krzątają się po nim, przygotowując się do najważniejszego socjalistycznego święta, które przypada na 1 maja. Usiadłyśmy na murku, popijając kwas chlebowy, kupiony za naddniestrzańskie ruble, które nie są uznawane za walutę poza terytorium samozwańczego Państwa. Obserwowałyśmy drugą grupkę robotników, którzy malowali pasy, najbardziej archaicznym sprzętem, z jakim miałyśmy styczność. Szans na obiad nie miałyśmy bez kolejnej wizyty w banku, ponieważ nie można płacić tam kartą. W kraju panuje wszędobylski monopol jednej firmy — sheriff. Według naszego hosta z Kiszyniowa firma jest zarządzana przez dwie osoby, które zyskały najwięcej na odłączeniu się Naddniestrza. Sheriff wiedzie prym wśród stacji paliwowych, marketów spożywczych, sklepach budowlanych, restauracjach, a nawet ubezpieczeniach.
Czy warto odwiedzić stolicę Mołdawii?
Nie jestem w stanie znaleźć jednego powodu, by powiedzieć, dlaczego warto odwiedzić stolicę Mołdawii. Nie ma w niej nic zachwycającego, ani poruszającego, ot zwykłe szare przemysłowe i socjalistyczne miasto. To, co najciekawsze jest poza Kiszyniowem to winnice. Wino odgrywa bardzo istotną rolę w życiu tamtejszych ludzi. Jest tanie i dostępne w każdym sklepie, są to wina bardzo dobrej jakości. W najpopularniejszej winnicy Cricavie, aby odbyć zwiedzanie, należy wsiąść do elektrycznego melexa, gdyż teren jest tak duży. Zwiedzanie odbywa się w sieci podziemnych korytarzy, które naprawdę robią wrażenie.
Co zobaczyć w Mołdawii? Podsumowanie
Mołdawię zdecydowanie warto zobaczyć, a nie zwiedzieć — w tym jest zasadnicza różnica, gdyż największą radość sprawiła nam obserwacja zwykłych ludzi, ich codziennego życia i wszędobylski spokój powolnego życia, którego u nas bardzo brakuje.
lic. Magdalena Czeluśniak