18 cze '18

Czy coś zostało w Casablance? Cz.1

Czy coś zostało w Casablance? Cz.1
()

Czasy II wojny światowej, Rick Blaine grany przez Humphrey Bogart’a podbija serce Ilsy Lund, a „Casablanca” podbija serca widzów. Staje się symbolem i miejscem, o odwiedzeniu którego marzy każdy wielbiciel kina. Do tej pory Maroko jest postrzegane przez pryzmat tego filmu. W wyobrażeniach niektórych ludzi (w tym moim przed odwiedzeniem tego kraju) Maroko jawiło się jako  najbardziej ,,zeuropeizowany” kraj w Afryce. Zapewne właśnie przez ,,Casablance”, ale także przez to, iż przez lata była to kolonia francuska. Jednak w mojej opinii z tej Europy niewiele tutaj zostało…

Wylądowaliśmy na lotnisku w Fezie w środku nocy. Niebywałym plusem lotniska jest to, że bez żadnego problemu można tam spokojnie spędzić noc, co w porównaniu z europejskimi portami lotniczymi jest rzadkością. Pierwsze, co nas uderzyło po wylądowaniu, to suchość pustynnego powietrza i bardzo wysoka już od rana temperatura (w październiku). Wydostanie się z lotniska także nie sprawia problemów, jednak punktualność nie jest zbyt mocną stroną Marokańczyków. Autobusy jeżdżą jak chcą i kiedy chcą, są też dosyć wątpliwej jakości. Trzeba się uzbroić w cierpliwość lub skorzystać z preferowanej przeze mnie opcji, czyli łapania stopa. Po pierwszym wyciągniętym kciuku i złapaniu okazji, ja i moi towarzysze zorientowaliśmy się, że będzie bardzo duży problem w porozumiewaniu się z lokalną ludnością. Tutaj panuje francuski i arabski, a języki, które wydawały nam się uniwersalne tj. angielski, niemiecki i rosyjski nie znajdują tutaj żadnego zastosowania. Pomocny okazał się Google translator, który służył nam przez całą podróż.

Stopem dotarliśmy do Meknes, miasteczka słynącego z jednej z lepiej zachowanych Medyn oraz wręcz mitycznych stajni, pałaców i fortów, a także założyciela Meknes – sułtana Mulaja Ismaila. Legenda głosi, że w stajniach sułtana stało 6 tysięcy koni! Po wizycie w paru zabytkach Meknes, byliśmy w stanie w to uwierzyć, rozpiętość jego byłych posiadłości jest ogromna. Zapewne zastanawiacie się czym jest owa Medyna? W najprostszym tłumaczeniu to stara część miasta, jego serce z labiryntem wąskich uliczek. Szczerze nie chcielibyście zgubić się w nich w nocy, z gwarnych uliczek i urokliwych zaułków pełnych kramów, gdzie można kupić dosłownie wszystko, można mieć wrażenie, że przeistacza się w swoistą pułapkę, gdzie żaden GPS Wam nie pomoże, a każdy osobnik wygląda co najmniej podejrzanie. My najedliśmy się strachu nie mogąc przez 2 godziny znaleźć drogi do hostelu i mając dziwne wrażenie, że wszyscy na nas czyhają. Czy uzasadnione? Na szczęście się nie dowiedzieliśmy, z opresji uratował nas przemiły kelner.

Myśląc, że łapanie stopa w Maroku jest bardzo łatwe, połakomiliśmy się na wyprawę w stronę Szewszuen. Nie wzięliśmy pod uwagę tego, iż jest to miasteczko stricte turystyczne i niekoniecznie lokalni będą jechali w tamtą stronę, więc skończyło się na całodziennym siedzeniu na słońcu, odjechaniu 30 km od Meknes i… z powrotem taksówką do Meknes… Moja rada: sprawdźcie dokładnie, czy tam gdzie jedziecie, kursuje dużo samochodów. Następny dzień to już podróż autobusem do Szewszuen, ten środek transportu mogę szczerze polecić. Autokary są wygodne i zazwyczaj w dość dobrym stanie, ale należy przygotować się na to, iż kierowcy nie zważając na ostre zakręty i przepaści w górach, jeżdżą jak szaleni! Jeśli mamy duży bagaż wyląduje on w luku za drobną opłatą. My myśląc, że ktoś chce nas oszukać, wykłócaliśmy się przez pół godziny o 15 dirhamów (waluta w Maroko).

Szeszuen to chyba najpiękniejszy zakątek w całym Maroko. Pamiętacie słowa piosenki: „chodź pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko…”? Żółtego tutaj nie znajdziemy, ale niebieskie jest tutaj dosłownie wszystko! Każdy dom, ulica, nawet większość samochodów! Podobno mieszkańcy zaczęli malować swoje domy na ten kolor z powodu plagi insektów, miało to odstraszać owady. Czy pomogło? Raczej niebardzo, ale dzięki temu możemy podziwiać to  niesamowite i urokliwe miasteczko, które ma jeszcze wiele atrakcji, chociażby górujący nad miasteczkiem malutki meczet, z którego rozciąga się warta trudu wspinaczki przepiękna panorama. Jednak w okolicy można znaleźć dużo więcej atrakcji. Z centrum Szewszuen można wynająć tzw. Grand Taxi, jest to środek transportu, który nigdy nie ruszy do wyznaczonego celu, jeśli wszystkie w nim miejsca nie są zajęte. Chyba, że wszyscy pasażerowie zgodzą się zapłacić solidarnie wartość kwoty za puste miejsca. Grand Taxi można dojechać do drogi, która prowadzi do Mostu Bogów. Nawet jeśli nie przepadacie za przyrodą, uwierzcie – stwierdzicie, że warto to zobaczyć! Godzinna droga po górach, prowadzi do niezwykłego sklepienia skalnego łączącego dwie góry. Jest to o tyle niezwykłe, że jest to tylko i wyłącznie dzieło natury.

O marokańskim jedzeniu, pociągu strachu i festiwalu w Marakeszu napiszę w kolejnej części.

 


Autor: Magdalena Czeluśniak

Jak bardzo interesujący był ten artykuł?

Kliknij na gwiazdkę, aby zagłosować

Średnia ocena / 5. Głosów:

Jak narazie nikt nie głosowal.




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

multis_2024-10_www
Szukaj
Multis Multum

Multis Multum to magazyn studencki tworzony przez Studentów Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości pod nadzorem:

Redaktor Naczelna – mgr Aneta Idzik-Nowak

Adiustator – dr inż. Dominika Woźny  

Kontakt: a.idzik@wszib.edu.pl

Gdzie możesz nas czytać?

Multis Multum to bezpłatny kwartalnik dostępny na terenie uczelni WSZiB przy Al. Kijowskiej 14 w Krakowie.