Rano Split przywitał nas deszczową pogodą. Niezrażeni tym faktem wyruszyliśmy zwiedzić Stare Miasto oraz Pałac Dioklecjana – zabytek wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
Po obejrzeniu najciekawszych zakątków miasta wyruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem była wyspa Zirje będąca w połowie drogi do Sukosanu – miejsca naszego powrotu. Zaplanowaliśmy dotarcie do zatoczki otoczonej z trzech stron skalistym brzegiem, gdzie moglibyśmy rzucić kotwicę na noc. Główki portu w Splicie żegnały nas rzęsistym deszczem.
Po wypłynięciu na otwarte morze wiatr zaczął się wzmagać z godziny na godzinę. Ponieważ wiało z kierunku, w którym podążaliśmy, zmuszeni byliśmy do halsowania (to takie żeglowanie zygzakami, które w efekcie pozwala poruszać się pod wiatr). Ponieważ halsowanie znacząco wydłuża drogę konieczną do pokonania, jasne było, że czeka nas kolejne pływanie nocą w coraz trudniejszych warunkach. Kiedy sytuacja dojrzała do tego, załoga s/y Holly postanowiła udekorować się niezwykle twarzowymi kamizelkami ratunkowymi. Obie załogi podjęły również decyzję o zrefowaniu żagli (to termin oznaczający zmniejszenie powierzchni żagli, by m.in. zmniejszyć siłę powodującą przechył jachtu). Mimo tego żegluga w takich warunkach dawała sporą dawkę emocji. Stosunkowo wysoka fala nie pozwalała osiągać optymalnej prędkości hamując jacht, który raz po raz musiał wspinać się na jej szczyt. Na twarzach widać było mieszankę strachu i podekscytowania.
Po kilku godzinach żeglugi w ciemnościach nocy, naszym oczom ukazały się światła latarni, które pozwoliły nam bezpiecznie podejść pośród ostrych skał do spokojnej zatoki na wyspie Zirje. Kilka jachtów już spokojnie spało, kiedy my w środku nocy zmęczeni niekończącą się wichurą rzucaliśmy kotwicę.